Jestem wegetarianinem. No dobra, takim trochę podrabianym ale jestem. Kocham mięso: krówki, króliczki, dziki i sarenki (świnki zdecydowanie mniej) ale coś mnie tknęło żeby rzucić to wszystko. W tym wyborze nie kieruję się żadną ideologią. Nie jest ona uwarunkowana także kwestiami religijnymi. Po prostu, założyłem sobie, że Wielki Post wyznacza całkiem sensowne ramy czasowe w trakcie trwania których mógłbym spróbować podjąć jakieś wyzwanie. Jedni rzucają fajki, narkotyki czy masturbację, inni z kolei odstawiają słodycze czy alkohol. Mnie ciekawość popchała w kierunku zmiany nawyków żywieniowych.
Z bólem serca wyrzuciłem z lodówki otwarte już opakowania szynki szwarcwaldzkiej i salami z orzechami. Zamiast nich zaopatrzyłem spiżarnię w tony soczewicy, ciecierzycy, soi, fasoli i innych cudów na kiju. Grasuję po necie w poszukiwaniu potraw. Czytam dużo w temacie wpływu poszczególnych składników (głównie warzyw strączkowych i ekstremalnie dużej dawki nabiału w postaci produktów mlecznych) na funkcjonowania organizmu w nieco dłuższej niż te 40 dni perspektywie. Eksperymentuję i poszerzam horyzonty kulinarne. Powiem Wam, że całkiem fajnie wychodzi ta cała zabawa w wegetarianizm. Ciasta z batatów, pasty z soczewicy, przekąski na słodki z fasoli czy marchewki. Idzie żyć. Tylko cholera portfel jakiś szczuplejszy.
Podzielcie się w komentarzach swoimi przepisami na dania bezmięsne. Warzywne przekąski na słodko również mile widziane. Trochę jeszcze zostało do czasu zakończenia wyzwania. A co potem? Zobaczymy.