Jakie są Wasze najlepsze wspomnienia związane z Mikołajem? W mojej pamięci szczególnie zapadły dwa wydarzenia. Kiedy miałem jakieś 4 – 5 lat odwiedził nas jegomość w czerwonej czapce, z długą, białą brodą i drewnianą laską. Przyniósł mi niebieski miecz chowany do żółtej pochwy. Istny Ekskalibur! Wszystko ładnie, pięknie, odklepałem jakiś wierszyk, usiadłem mu na kolanach i obiekt pożądania był mój. Tylko jedna rzecz nie grała mi w tym gościu. Miał kapcie mojej mamy…

Drugie wspomnienie lokuje się gdzieś w granicach 5 – 7 roku życia. Tym razem, co prawda Mikołaj mnie nie odwiedził, ale zostawił prezent na balkonie. Zielono – czarny dres z Batmanem i zestaw niebieskich elementów klocków LEGO. Połączenie idealne. Powiedzmy sobie jednak szczerze, że ten prezent był ostatnim, któremu towarzyszyła moja wiara w istnienie Mikołaja. Kolejne przyjmowałem z grzeczności, ponieważ nie chciałem się ujawniać i tym samym sprawiać rodzicom przykrości, że oto odkryłem tajemnicę grubasa w czerwieni. Do tego stanu rzeczy z pewnością przyczyniła się coraz większa obecność „Mikołaja” w otaczającej mnie rzeczywistości. W ciągu jednego dnia koleś odwiedził mnie w szkole, u rodziców w pracy, spotkałem go na mieście, a wieczorem jeszcze puszczali go w tv. I za każdym razem wyglądał inaczej. Raz grubszy, raz chudszy, raz był kobietą, a raz mężczyzną. W końcu musiałem uznać, że to ściema na całego.

A jak jest teraz? Chciałbym wierzyć, że faktycznie istnieje. Dobrzy ludzie zawsze są w cenie. Niestety, zamiast tego każdego roku, w okolicach 6 grudnia, muszę znosić widok Mikołajów przebierańców na każdym kroku. Nie było by w tym nic złego gdyby nie fakt, że często za takim gościem kryje się interes. Nie trawię skomercjalizowania postaci Mikołaja w tym wykonaniu i używania go jako nędznej zagrywki, aby zwabić dzieci, a wraz z nimi rodziców z wypchanymi portfelami (bo w końcu zakłada się, że rodzice na dzieciach nie oszczędzają, a przy okazji Świąt zawsze wydają więcej) do centrów handlowych. Kiedy patrzę na takiego sezonowego Mikołaja od razu mam w głowie pana, który sadzając sobie kolejne dziecko na kolanach, myśli tylko o tym żeby jak najszybciej odprawić oblegające go dzikie hordy, zrzucić z siebie to czerwone, obciachowe wdzianko i żeby na koniec dnia kasa się zgadzała, a kumple nie dowiedzieli się co robił. Mogę się jednak mylić i za wdziankiem kryje się przesympatyczna osoba, które przez cały rok tylko czeka by tego jednego, jedynego dnia dać dzieciom szczęście. Niestety, nie czuję tego.

Wiem, że patrzę na to z perspektywy osoby dorosłej, podczas gdy Mikołaj jest po to, by dawać radość dziecku. Chcesz dać dziecku radość? Przebierz się sam za Mikołaja i odwiedź swoją pociechę w domu. Weź malucha na kolana, pobaw się, posłuchaj co ma do powiedzenia w temacie życzeń i tym samym daj mu szansę na ich spełnienie. Pozwól mu poczuć wyjątkowość tego dnia i pozwól mu poczuć się wyjątkowym dzieckiem, które odwiedził Mikołaj.

Zabieranie dziecka do galerii handlowych na mikołajki jest jak organizowanie przyjęcia urodzinowego w barze mlecznym zamiast w ogródku, na tyłach domu.

Codziennie jesteśmy na Facebooku.
Zajrzyj do nas i zostań na dłużej.