Gdybym zapytał znajomych o rzeczy, których ich zdaniem nigdy nie brakuje w moim domu, mam przeczucie graniczące z pewnością, że wymieniliby: alkohol i słodycze. Kraftowe piwa
i regionalne przysmaki dla dorosłych. Słodycze dla dziecka – i to bez żadnej dyscypliny czy surowych zasad. Mała ma szafkę z łakociami na wyciągnięcie ręki. I nigdy nie zabraniamy jej do niej sięgać.

Opowiem Wam o dwóch powodach takiego postępowania. Pierwszym jest oszukiwanie. Drugim strach przed wychowaniem “dzikusa”.

Ad 1.

Daję głowę, że Twoje dziecko kłamie. Jeśli nie, to zacznie. To naturalne. Dla mnie sprawa zaczyna się jednak komplikować, gdy oszukuje. To już grubszy temat. Świadomy, perfidny sposób na wprowadzenie kogoś w błąd. Głównie stawką jest ochrona swoich interesów albo wpędzenie drugiej osoby w problemy. Nie chcę, żeby moje dziecko tak postępowało. By ze względu na to, że zabraniam albo rygorystycznie ograniczam mu słodycze, skłaniało się do oszukiwania mnie. Za rok, dwa, zacznie podkradać łakocie z szafek i chować je w różnych, tylko jej znanych, miejscach. Za chwilę, mając kieszonkowe, będzie obżerać się słodyczami, z pobliskiego sklepu. A do tego będzie się bała, że dowiemy się o tym i będzie miała poważną rozmowę. Skąd to wiem? Bo my jako dzieci robiliśmy tak samo. Pamiętacie instytucję “barku” w domu rodzinnym? To było istne życie na krawędzi – tak się do niego dostać i tyle podkraść, żeby tylko mama z tatą się nie dowiedzieli… Nie chcę tego. W relacjach z dzieckiem stawiam na szczerość i przyjacielskie rozmowy. Wiecie o tym. I wiecie, że przyjaciele się nie oszukują.

Ad 2.

Tak – DZIKUSA. Takiego, który jak wchodzimy do sklepu to nie może odkleić się od półek ze słodyczami. Albo, który na widok słodyczy wpada w szał pochłaniania niewyobrażalnych ilości. Takiego, który będąc w odwiedzinach u rówieśników, nie odrywa się od półmiska z czekoladkami bo jest w ciężkim szoku, ile tego dobra na świecie jest. Albo takiego, który częstowany łakociami przez znajomych albo inne dzieci, nie wie jak się zachować i boi się skarcenia, za to że sięga po słodkości. Szaleństwo? Nie. Dzieciaki spotykane na co dzień.

Nie jest tak, że mała je słodycze zawsze, kiedy tylko ma taki kaprys. Bezrefleksyjne zgadzanie się na kolejną czekoladkę czy ciasteczko również nie mają miejsca. Nigdy jednak nie zabraniamy dziecku sięgać po słodycze. Jeśli danego dnia nie miała żadnego cukierka czy lizaka, nie widzę problemu żeby coś wrzuciła. Kiedy z kolei pora na czekoladę nie jest najlepsza (tuż przed/po śniadaniu, obiedzie, kolacji, etc.), mała wybrany słodycz odkłada “na potem”. I wiecie co jest najlepsze? Przy takim podejściu rzadziej prosi o słodycze, niż wtedy kiedy próbowaliśmy możliwie najbardziej ograniczyć jej dostęp do tego “zła”.

Wpadnij na FB i zobacz co u nas słychać.