Kiedy mieszkaliśmy w Anglii, wyjścia na ściankę wspinaczkową stanowiły regularny punkt w moim tygodniowym grafiku. Na początku wyciągałem na wspinaczkę każdego, kogo tylko się dało. Kolegów z pracy, znajomych, którzy nas odwiedzali, a nawet szukałem na lokalnych forach jakiś samotników, którym brakowało drugiej połówki do wspinania.
Ostatecznie zgrałem się ze znajomym Słowakiem. Od najprostszych dróg dla dzieci, gdzie łapaliśmy się wszystkich chwytów jak popadnie, skończyliśmy na ciekawych przejściach, które wymagały nieco kombinowania, lepszej techniki i sporo cierpliwości.
Wszystkiego nauczyłem się sam, z dodatkową pomocą YouTube oraz podpatrując ściankowych wyjadaczy. Wciąż lubię wyskoczyć na ściankę. Pozytywnie zmęczyć się i zmierzyć z własnymi słabościami. Ostatnio wszedłem na wyższy poziom satysfakcji płynącej ze ściankowej wspinaczki. Pokazałem mojej niespełna 4 letniej córce na czym ta cała zabawa polega. Zobaczcie sami jak wyszło.
Nic na siłę
Zanim jednak dotarliśmy na ściankę testowałem zainteresowanie mojego dziecka wspinaczką na różnego rodzaju placach zabaw. Coraz częściej spotyka się bowiem, obok ślizgawek, karuzel czy kolejnych huśtawek, mini panele z uchwytami stawiane w towarzystwie wymienionych powyżej atrakcji. Czasem to zaledwie kilka chwytów, mała tablica czy jakaś bryła obita stopniami. To jednak wystarczy żeby zobaczyć czy maluch w ogóle czuje klimat. Jeśli widziałbym, że córka omija te atrakcje szerokim łukiem, nie jest zainteresowana sprawdzeniem siebie w nowej aktywności, nie lubi się zmęczyć czy boi się, że spadnie (tak, dzieci boją się upadku nawet jeśli mają zejść z krawężnika), to pchanie jej w tym kierunku nie miałoby sensu. Na pewno nie w tym wieku. Jestem zdania, że dziecko samo musi odkryć, co je interesuje. Narzucanie atrakcji, za którymi idą dodatkowo jakieś oczekiwania ze strony rodzica, przyniesienie efekty odwrotne od zamierzanych. Zniechęcenie, zrażenie się do tematu, czy niepotrzebną frustrację…obojga.
W naszym przypadku temat ścianki wspinaczkowej wyszedł bardzo naturalnie. Mała od dłuższego czasu pytała o to, kiedy zabiorą ją “na kamyczki”. Na placach zabaw ciekawiły ją uchwyty i stopnie wspinaczkowe. A dodatkowa eksplozja wspinaczkowej radości nastąpiła w parku wodnym gdzie znajduje się całkiem sporych rozmiarów ściana, z której odpadnięcie grozi… upadkiem do wody. Ostatnim razem nie mogłem jej wręcz odkleić od stopni i chwytów. Wiele więc wskazywało na to, że wyjście na ściankę może okazać się całkiem ciekawą przygodą. W końcu zebraliśmy i odwiedziliśmy pobliskie centrum wspinaczkowe.
Sekcja wspinaczkowa dla dzieci
Z pełną świadomością mogę powiedzieć, że posiadam umiejętności, które pozwalają mi na asekurację dziecka podczas wspinaczki na ściance. Mam wiedzę jak posługiwać się sprzętem, tak aby zapewnić maluchowi wymagane bezpieczeństwo. Zdobyłem także doświadczenie, dzięki któremu czuję się pewnie w udzielaniu ogólnych wskazówek dziecku jak poruszać się po ściance i na czym ta cała zabawa w ogóle polega. Jednak podczas pierwszych wyjść na wspinaczkę zdecydowałem się na zapisanie córy do sekcji wspinaczkowej. Ok, może taki miesięczny pakiet, obejmujący 4 wejścia, nie należy do najtańszych rozrywek, a wejścia indywidualne z dzieckiem wyszłyby znacznie taniej, to chodzi tu zdecydowanie o coś innego. Przede wszystkim o poczucie wykonywania poleceń zadanych przez osobę trzecią. Kogoś, kto ma autorytet wśród dzieci. Pan czy Pani instruktor to zupełnie inna bajka niż tata. Inne podejście, przepracowane dziesiątki, jak nie setki godzin z podobnymi maluchami, znajomość metod przekazywania kluczowych informacji i wiedzy w sposób przystępny dla najmłodszych. Do tego znajomość szeregu ćwiczeń rozgrzewających, rozciągających i innych, które w formie gier i zabaw pozwalają maluchom na prawidłowe przygotowanie się do rozpoczęcia wspinaczki. Jestem zdania, że takie treningi – zabawy pod okiem doświadczonego instruktora pozwalają dziecku na szybsze złapanie bakcyla.
Sekcja wspinaczkowa ma jeszcze jedną, dużą zaletę. To aspekt społeczny. Udział w zajęciach razem z innymi dziećmi sprawia, że zwykłe wyjście przeradza się w ciekawą zabawę. Są wspólne ćwiczenia, zabawy integrujące grupę i budujące poczucie współpracy. I choć nie jest to szczególnie istotne na początku, to w dłuższej perspektywie takie zajęcia charakteryzują się również zdrową, sportową rywalizacją, która mobilizuje dziecko do jeszcze bardzie aktywnego uczestniczenia.
Zabawa first!
Bezpieczeństwo, sprzęt i zdrowy rozsądek przede wszystkim ale…idąc z dzieckiem na ściankę wspinaczkową musicie pamiętać o bardzo ważnej rzeczy. O zabawie. Nic nie może być “na siłę”. Myślę, że nie trzeba tego wyjaśniać i opisywać szerzej. Nie ma bowiem nic gorszego niż zrazić malucha do danego sportu czy rozrywki. Idąc na ściankę pamiętaj, że to atrakcja dla dziecka, a nie sposób na realizowanie Twoich ambicji.
Przyjaźń i zaufanie
Kiedy już zdecydujecie się wyjść na ściankę wspinaczkową tylko we dwoje czeka Was wyjątkowa przygoda. Asekuracja malucha, instruowanie go w jaki sposób pokonywać ma kolejne odcinki drogi, gdzie stawiać stopę czy podciągnąć się na chwytach, podobnie jak wszystkie te aspekty rozrywkowe czy ogólnorozwojowe to jedno. Wspólne wyjście na ściankę wspinaczkową z dzieckiem to przede wszystkim świetnie narzędzie do zacieśniania przyjaźni. Niepowtarzalnej więzi łączącej rodzica i dziecko.
Kilka słów od Taty.
Czołem, jestem Radek. 15 kg temu, w czasach studenckich, jeden z wykładowców powiedział: nigdy nie zadawajcie się z ludźmi bez pasji. Obok takiej mądrości nie można było przejść obojętnie. Dziś wyrazem mojej pasji jest Tata Story – nietuzinkowy blog parentingowy gdzie przeczytasz o emocjach, uczuciach i podróżach okiem Taty dwóch córek.
Codziennie jesteśmy na Facebooku. Koniecznie zajrzyj i zostań z nami na dłużej. Dzięki i do zobaczenia!
P.S. Jeśli się już znamy „piąteczka” za kolejne odwiedziny!