Meczet we wsi Kruszyniany jest najstarszym tego typu budynkiem w Polsce. Będąc na Podlasiu nie mogliśmy przegapić okazji by nie pojechać w strony, gdzie społeczność tatarska tak silnie kultywuje i pielęgnuje swoją historię oraz tradycję. Choć za wycieczką do Kruszynian nie stały żadne głębsze motywacje historyczne, kulturowe czy religijne, a jedynie zwykła, turystyczna ciekawość, to wyjazd ten bez wątpienia miał swój unikatowy urok.

Wizyta w meczecie to był również taki mały krok w procesie pokazywania naszej córce jak różnorodny i fascynujący jest świat wokół nas. Nie chodzi tu o pokazanie odmienności czy inności ale właśnie o różnorodność, która swoim kolorytem i historią tak wzbogaca otaczającą nas rzeczywistość. Różnorodność, którą często traktujemy z dystansem, strachem albo też ignorancją. Przed którą wielu z nas izoluje swoje dzieci.

Nasz rozrabiak podszedł do tej wizyty w całkiem ogarnięty sposób. Obserwowałem ją gdy przed wejściem ściągała buty, pytając oczywiście “a po co?”, a kiedy była już w środku z nieukrywaną ciekawością rozglądała się po niespotykanym nigdzie wcześniej wystroju.

Meczet w Kruszynianach – zwiedzanie

Krótka lekcja historii, przeplatana ciekawostkami i anegdotami, miło wypełnia czas podczas obecności w meczecie. Samo miejsce sprawia wrażenie bardzo ciepłego, cichego i kojącego. Nie ma tam zimnych, betonowych podłóg czy surowych ścian zdobionych wielkimi obrazami czy malowidłami. Jest kameralnie. Wystarczy usiąść na chwilę na rozłożonych na podłodze dywanach, wsłuchać się w głos opiekuna meczetu opowiadającego o świątyni, Tatarach, islamie, a także o dość prozaicznych sprawach i problemach dnia codziennego lokalnej społeczności. Cała wizyta nie trwa dłużej niż 20 – 25 minut.

Obiekt z zewnątrz nie robi w zasadzie żadnego wrażenia. Ot to drewniana budowla nawet specjalnie nie przypominająca okazałych, muzułmańskich świątyń. W bezpośrednim sąsiedztwie meczetu znajduje się również muzułmański cmentarz – mizar. Nie, tam nie zabieraliśmy ze sobą dziecka. Nie widziałem takiej konieczności. Ciężko jest mi też bezpośrednio odnieść się o tym miejscu w kontekście “atrakcji”. To bardzo nietrafne określenie. Uważam jednak, że warto udać się tam na krótki spacer, żeby poczuć ducha historii i tradycji.

Choć było to stosunkowo niedawno to nie pamiętam cen biletów do meczetu w Kruszynianach. Internet podaje, że dorosły to 5 PLN, a dziecko 3 PLN. Coś jednak kojarzę, że płaciliśmy chyba po dychu od dorosłego. Głowy nie dam. Nie jest to jednak majątek. Poza tym, świadomość, że taką symboliczną cegiełką można dorzucić się do utrzymania tak unikatowego obiektu jest po prostu miła.

Tatarska Jurta w Kruszynianach

Ależ ja się napaliłem na tatarskie specjały! Co prawda, kompletnie nie wiedziałem czego mogę się spodziewać, ale sama wizja skosztowania regionalnych przysmaków była emocjonująca. Na obiad wybraliśmy się zatem do Tatarskiej Jurty. To gospodarstwo agroturystyczna to prawdziwa marka Podlasia. Niestety ta wizytówka Kruszynian spłonęła na początku maja, tego roku, i w czasie naszego pobytu tam funkcjonowała pod wielkim namiotem, tuż przy Centrum Edukacji i Kultury Muzułmańskiej Tatarów Polskich. Tzn. funkcjonowała tam kuchnia, pod namiotem było trochę stolików, a na “zewnątrz” postawiona została jurta (do której można wejść i zobaczyć, co mieści się w takim namiocie).

W tym miejscu nie ma co ukrywać, że o ile w meczecie można było wyczuć specyficzną atmosferę, o tyle pod białym namiotem, jedząc z plastikowych naczyń ciężko było wczuć się w klimat miejsca. Oczywiście chylę czoła przed tym, że lokalna społeczność potrafiła się tak zorganizować, że obiekt funkcjonuje cały czas i może przyjmować gości. Jednak o wyjątkowości samego miejsca ciężko mi się wypowiedzieć.

Niestety to samo muszę przyznać co do serwowanych potraw. Jestem zdania, że ich wyjątkowość została skutecznie przyćmiona właśnie sposobem serwowania. Plastikowe talerze, miseczki i sztućce nie potrafiły oddać wyjątkowości lokalnych przysmaków. Głęboko wierzę, że gdybyśmy siedzieli w dawnej Tatarskiej Jurcie, a wszystkie dania podane byłyby na talerzach (misach czy może półmiskach?) ich urok zwalił by nas z nóg. Kuchnia była po prostu ok. Wiem, że mogę zabrzmieć jak kulinarny ignorant, ale oczekiwałem wyrazistych, unikatowych smaków zebranych w niespotykanych potrawach. Dodam, że jadłem tylko bezmięsne potrawy, ale reszcie ekipy również nie udało się odlecieć do kulinarnego, siódmego nieba.

Myślę jednak, że jeszcze kiedyś tam wrócimy.

Kilka słów od Taty

BLOG TATA STORY

Czołem, jestem Radek. 15 kg temu, w czasach studenckich, jeden z wykładowców powiedział: nigdy nie zadawajcie się z ludźmi bez pasji. Obok takiej mądrości nie można było przejść obojętnie.  Dziś wyrazem mojej pasji jest Tata Story – nietuzinkowy blog parentingowy gdzie przeczytasz o emocjach, uczuciach i podróżach okiem Taty dwóch córek.

Codziennie jesteśmy na Facebooku. Koniecznie zajrzyj i zostań z nami na dłużej. Dzięki i do zobaczenia!

P.S. Jeśli się już znamy „piąteczka” za kolejne odwiedziny!