Jakiś czas temu zapytałem Was na FB o nawilżacz powietrza do polecenia. Na wstępie zaznaczyłem, że nie jestem w temacie, o co z nimi chodzi, na co zwracać uwagę czy też jakie są plusy i minusy posiadania takiego urządzenia. Nie wspominając o jakiś super bajerach, które takowy powinien posiadać. Zaznaczyłem też wyraźnie moje oczekiwania: miał kosztować max. 250 – 350 złotych, gabarytami miał być mniejszy od pralki, a designem nie miał przypominać statku kosmicznego. W temacie odezwało się kilka firm, które wywołałem. Tylko jedna z nich zdecydowała się przesłać mi produkt do testów. GOTIE.
Musicie wiedzieć, że zakup nawilżacza powietrza to nie żadna fanaberia. Nasza córa leczona jest otolaryngologicznie, a przez małe niedogodności oddechowe noce bywają dla niej trudne. W budżecie na ten rok nie mieliśmy zaplanowanego odświeżacza powietrza – wielkiego stwora, który wprowadziłby rajskie powietrze do naszego krakowskiego mieszkania. Chcieliśmy spróbować małymi krokami, zaczynając od urządzenia, które na początek nawilży odpowiednio powietrze i przyniesie poprawę komfortu oddychania naszemu maluchowi.
Fajnie, że zgłosił się GOTIE, bo mogliśmy zbadać temat przed zaangażowaniem jakichkolwiek środków w tego rodzaju urządzenie. Muszę też dodać, że firmie należy się ukłon, bo tak naprawdę nie wiedziała na co się pisze. Wysłali w ciemno, a ja zadeklarowałem się przetestować.
Po blisko dwóch miesiącach regularnego użytkowania urządzenia czuję, że z czystym sumieniem mogę podzielić się wrażeniami. Aha, zanim przejdziesz dalej – bez obaw, nie będę Cię katował specyfikacją techniczną i przytaczaniem mądrze brzmiących informacji z ulotki produktu. Będzie szczerze, jak rodzic rodzicowi.
In plus
Design. Ej, ten nawilżacz jest bardzo estetycznie zaprojektowany. Nie przypomina kolejnego, plastikowego AGD czy też tajemniczego urządzenia o niezbadanych kształtach, które stoi w rogu pokoju i dymi. Jest po prostu ładny i dobrze komponuje się z wnętrzem. Naszego mieszkania na pewno.
Zbiornik na wodę. Pojemność 5 litrów daje komfort dość długiego działania odświeżacza, bez konieczności uzupełniania wody. Może dwa czy trzy razy zdarzyło nam się, że niespodziewanie zabrakło wody, ale wtedy taka mała, sympatyczna dioda dała znać, że coś jest nie halo.
Wydajność. Tego bałem się najbardziej. Różne rzeczy ludzie piszą, a tym bardziej producenci. Że niby nawilża do 100 metrów, a tymczasem ledwo co daje radę w małym kibelku. Takiej ściemy bym nie przetrawił. A tutaj? Jak piszą, tak działa. No dobra, nie odczuwaliśmy jakiejś mega zmiany komfortu na 50 metrach kwadratowych, ale z powodzeniem ogarniał blisko 20 metrowy salon z kuchnią, a w pokoju małej nie pozostawiał żadnych wątpliwości.
Skuteczność. Jako laik w temacie nie miałem szczególnej odwagi eksperymentować z różnymi stopniami wilgotności powietrza w pomieszczeniu. W zdecydowanej większości przypadków używaliśmy funkcji automatycznej. Urządzenie samo określało optymalny stopień wilgotności i dążyło do jego osiągnięcia, a następnie utrzymania. Zakładam, że dla bardziej biegłych, tryb ręczny byłby na porządku dziennym.
Aromaterapia. Dostaliśmy w zestawie olejek pomarańczowy. Istna ekstaza zmysłów przy nawilżaniu powietrza. Fajna sprawa.
Wygodna obsługa. Chyba prościej już nie można zaprojektować panelu użytkownika. 7 przycisków w jednej linii, czytelny wyświetlacz, intuicyjne oznaczenia poszczególnych funkcji. Do tego mały, sympatyczny pilocik. Zero główkowania, kombinowania, jak to włączyć/wyłączyć czy ustawić wymagany program. A, no i do tego funkcja nocna. W tym trybie urządzenie pracuje po prostu bez zbędnego podświetlania panelu i obudowy. Niby takie proste, a jakie funkcjonalne. Nic nie świeci po oczach, a i prądu zawsze mniej zejdzie.
Spełnienie naszych oczekiwań. Znacie mnie i wiecie, że nie mam problemu z napisaniem, jeśli coś jest złe czy też nie podołało naszym potrzebom. GOTIE dało radę i, tak jak zaznaczyłem wcześniej, piszę to z czystym sumieniem. Obserwując małą, to jak oddycha przez sen, częstotliwość z jaką budzi się kaszląc czy krzycząc w środku nocy o wodę, bo zaschło jej w gardle, widać poprawę. Śpi jej się po prostu lepiej. I tak, jestem przekonany, że przysłużyła się temu poprawa jakości powietrza w jej pokoju. Zatem – dzięki GOTIE, produkt daje radę.
Obiecałem Wam, że nie zaserwują broszury reklamowej i tego się trzymajmy. Jeśli chcecie poczytać więcej o urządzeniu, które testowaliśmy, jego funkcjach, w tym m.in. jonizacji, ciepłej mgiełce czy oczyszczaniu powietrza – zerknijcie bezpośrednio na stronę producenta. Aha, trochę się nie zmieścili w moim progu cenowym 😉
Ale, żeby nie było tak kolorowo, mam też kilka uwag do produktu. Myślę, że szczera opinia, także co do pewnych niedociągnięć w temacie, będzie wartością dodaną do przyszłych działań marki. Zawsze coś można dopracować, podciągnąć, zaplanować inaczej. Pierwsza rzecz, która nastręczyła nam problemów, to mało intuicyjny sposób napełniania zbiornika z wodą. Ok, niby wiadomo, że trzeba go wyciągnąć z urządzenia, „odkręcić pokrywę i napełnić zbiornik wodą”, ale bardziej intuicyjne wydaje się nalanie wody po prostu do otworu, który jest u spodu urządzenia. Nie idźcie jednak tą drogą. Cała woda wyleje się Wam drugą stroną (np. na Gosi nogi). Pokrywa, o której mowa, w mojej opinii nie jest jakaś mega oczywista w zlokalizowaniu. Tak, wiem, że to nie statek kosmiczny, a jedynie mały nawilżacz powietrza, ale mimo wszystko…jak widać dziurę, to wlewam wodę. A tu zonk.
Druga niedogodność też związana jest z wodą. Przy ściąganiu zbiornika, trochę z niego cieknie. Nie wiem na czym to polega, czy gdzieś ta woda skrapla się u podstawy, ale po takim zabiegu trzeba powycierać podłogę po małej kałuży.
Niedogodność numer trzy to ciężko przesuwające się dysze. Na górze nawilżacza są takie dwa otworki, z których ulatnia się para. Można nimi kręcić, regulując w ten sposób kierunek nawilżania. Fajna sprawa, bo ustawiając urządzenie na środku pokoju, para może być rozprowadzana w różnych kierunkach. Tylko po miesiącu używania te dysze zaczęły się bardzo topornie przesuwać. Momentami nawet zacinać.
I ostatnie na liście naszych smutków – pojemnik na wodę okropnie się brudzi od zewnątrz. Staje się jakiś taki matowy, zbiera łatwo ślady palców czy tłuste odciski. Dziwne, bo niby plastik powinien być łatwy w utrzymaniu w czystości. Tutaj trochę jesteśmy zaskoczeni.
Wiecie już wszystko.
Pozdrawiamy.
Kilka słów od Taty.
Czołem, jestem Radek. 15 kg temu, w czasach studenckich, jeden z wykładowców powiedział: nigdy nie zadawajcie się z ludźmi bez pasji. Obok takiej mądrości nie można było przejść obojętnie. Dziś wyrazem mojej pasji jest Tata Story – nietuzinkowy blog parentingowy gdzie przeczytasz o emocjach, uczuciach i podróżach okiem Taty dwóch córek.
Codziennie jesteśmy na Facebooku. Koniecznie zajrzyj i zostań z nami na dłużej. Dzięki i do zobaczenia!
P.S. Jeśli się już znamy „piąteczka” za kolejne odwiedziny!